Nam, czyli klientom kupującym legalne oprogramowanie, oglądającym oryginalne filmy czy słuchającym legalnie zakupionej muzyki, bo piraci nie muszą oglądać słabych i przekolorowanych reklamówek siłą wciskanych odbiorcy.
Czy uczciwym jest, żeby idąc na film Avatar, być zmuszonym przez 2 minuty do oglądania lasującego mózg spotu, że "Nie ukradłbyś telewizora". Gdybym sobie ściągnął .avi z netu, moje poczucie dobrze spełnionego obowiązku konsumenta, uzyskane po zakupie biletu za 27 zł, nie zostało by zgwałcone reklamą, imputującą mi, że jestem złodziejem. Właśnie dlatego, że kupiłem bilet i poszedłem do kina.
Czy nie irytują was umieszczone na legalnych DVD ostrzeżenia o tym, jak to kopiowanie, powielanie, wypożyczanie i inne mroczne czynności są zabronione przez prawo i surowo ścigane (sic!)? Człowiek siada sobie w miękkim fotelu, z pomocą domowego insygnium władzy budzi ciekłokrystalicznego bożka i uruchamia film, za który zapłacił 50-100zł. I musi wgapiać się przez 2 minuty w ekran z informacją, jak to piractwo jest złe. I nie, nie da się tego przeskoczyć.
I wtedy naprawdę i poważnie zaczynam się zastanawiać: "Dlaczego nie spiraciłem tego filmu?" Nikt nie informowałby mnie nachalnie, że właśnie TO, czego NIE ZROBIŁEM, jest złe.
Czy nie lepiej byłoby puścić krótki spot z podziękowaniami, że nasze ciężko zarobione pieniądze wydaliśmy na zakup oryginału, zamiast ściągnąć film z internetu? Chwila dająca poczucie własnej wartości. Aby mieć satysfakcję i połechtać nasze wyolbrzymione ego w miły sposób.
I tak, zeby dało się to przeskoczyć i od razu puścić film.
Można argumentować, że to tylko 2 minuty, ale ja osobiście, czuję się ukarany za to, że wybrałem opcje legalną.
Podobnie jest w grach. Czy słyszeliście o tym, aby jakakolwiek technologia DRM była w stanie zabezpieczyć grę? Po paru dniach od premiery grupy zajmujące się łamaniem zabezpieczeń obchodzą technologię, której opracowanie kosztowało miliony dolarów i czas wielu inżynierów.
A DRM w grach staje się coraz bardziej inwazyjny. Niesławny StarForce posuwał się do tego, że instalował w systemie operacyjnym swój własny driver, którego potem normalny użytkownik nie był w stanie usunąć (nie był oczywiście usuwany przy deinstalacji produktu, który miał chronić).
Dla pełni obrazu, komentarz na temat DRM w muzyce. Polecam, po przeczytaniu komiksu, przeczytać sobie alt-text (najechać myszką na strip i poczekać chwilę). Zastanówcie się, co byście czuli, gdyby nagle cała wasza kolekcja muzyki poszła się pierdolić z powodu, dajmy na to, zmiany technologii zabezpieczania utworów muzycznych.
I tu znowu chwila zastanowienia. Kto odczuwa konsekwencje DRMa?
Piraci?
Nie sądzę.
Zawsze zastanawia mnie bilans budżetu. Czy rzeczywiście środki włożone w opracowywanie i utrzymywanie technologii DRM są mniejsze niż straty, jakie spowodowałoby zrezygowanie z tego typu technologii?
I nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że jednak piractwo, jako zjawisko, skutecznie hamuje zapędy najróżniejszych koncernów w wyścigu po nasz portfel.
Na koniec polecam uwadze nową akcję microsoftu: Nie przerabiam - nie kradnę oraz kontrakcję użytkowników Xbox-360: Nie sprzedaje wybrakowanego produktu - nie kradnę.
Akcje antypirackie zaczęły mnie dotykać dopiero kiedy PRZESTAŁEM piracić. Wcześniej ich nie zauważałem, a teraz mnie wk*****. Wniosek z tego taki, że za pieniądze wydane na legalsy dostałem od wydawców wartość dodaną. W końcu podnoszenie ciśnienia podczas wieczoru filmowego czymś porządanym, NOT.
OdpowiedzUsuń