wtorek, 19 maja 2009

40:60

O koledze Robercie Gwiazdowskim z Centrum Adama Smitha oraz o jego blogu będzie jeszcze z pewnością nie raz. Głównie dlatego, że jak na nasze czasy i polską rzeczywistość jest to człowiek mało uwikłany w politykę. I takim stara się pozostać (polecam przeczytanie notki na stronie głównej jego bloga, jest dość... ciekawa). Punkt widzenia prezentowany na blogu w moim odczuciu jest interesujący, odświeżający i ciekawy, chociaż czasami trochę zbyt teorio-ekonomiczny (przyznam się, czasami nie wiem, o czym pisze. Ale każdą niewiedzę da się łatwo naprawić)

Dzisiejszy wpis traktuje o teorii 40:60. Ciekawe, jednak mam wrażenie, że sporo z was zdaje sobie z tego sprawę.

Inną kwestią poruszoną w blognotce jest fakt, który - mam wrażenie - wielu umyka, kiedy dyskusja schodzi na odpisy od podatku:

- w ostatecznym rozrachunku państwo nie może wydać więcej, niż ma.
- wszelkie dochody państwa pochodzą z podatków.
- deficyt budżetowy trzeba będzie spłacić, nie ma innej możliwości.
- spłacony zostanie z naszych przyszłych podatków.
- plus odsetki.

Nie należy więc w żaden sposób rozpatrywać odpisów od podatku jako "pieniędzy, których nie zapłacimy fiskusowi, ale zostaną one w naszej kieszeni". W sytuacji kiedy mamy deficyt budżetowy, prędzej czy później i tak je zapłącimy.
W takim czy innym podatku.

4 komentarze:

  1. Pytanie kto jest podmiotem zbiorowym orzeczenia "zapłacimy".

    Odpis od podatku to pieniądze, których nie >zapłacę< fiskusowi, ale zostaną one w >mojej< kieszeni. W sytuacji, kiedy mamy deficyt budżetowy, prędzej czy później i tak je >ktoś< zapłaci. Dla mnie ważne jest, żeby kieszeń była moja, i żeby ten ktoś, to nie był ja. W skrócie, fajnie byłoby, żeby ulga obejmowała jak najmniej osób i żebym znalazł się w tym gronie. To się da zrobić ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ale ucina to argument: "A co ci przeszkadza becikowe, jak nie masz dzieci? Przecież ty nic na tym nie tracisz"

    Chodzi o świadomość, że ulgi podatkowe tak nie do końca są tylko ulgami. I nie dotykają tylko tych, którzy się na nie kwalifikują.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ oczywiście, ja jestem za kompletnym zniesieniem ulg i podatkiem liniowym o niższym procencie. No ale skoro już mnie okradają, to wolę być okradany mniej niż inny Polak.

    A jeśli chodzi o argument "Przecież ty nic na tym nie tracisz", to jest on z góry fałszywy. Jeśli dorzucamy się do wspolnej kasy, z której idą wspólne wydatki, to jeśli ktoś się dorzuca mniej, to oczywiste, że ja tracę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jednak wciąż mam wrażenie, że sporo ludzi nie rozumie, jak działa państwo i budżet. I że jak ktoś ukradnie czy "wyda" z budżetu państwa jakieś pieniądze, na kaczuszki chociażby, to znaczy tylko tyle, że w przyszłości właśnie tą kwotę trzeba będzie oddać w najróżniejszych podatkach.

    Że jak da się podwyżki lekarzom, pielęgniarkom, górnikom, stoczniowcom czy innej grupie społecznej utrzymywanej przez państwo, to zapłacą wszyscy.

    Rośnie świadomość społeczna tego faktu, to prawda, ale wciąż jest na niskim poziomie.

    OdpowiedzUsuń