poniedziałek, 15 czerwca 2009

Dzień Wolności Podatkowej

Centrum Adam Smitha ogłosiło 14 czerwca dniem wolności podatkowej. Co to oznacza?

Pozwolę sobie zacytować Roberta Gwiazdowskiego:

"Chłop pańszczyźniany pracował więc dla pana feudalnego na początku XVI wieku 52 dni w roku, a później 104 dni. I to był feudalny wyzysk. My na początku XXI wieku pracujemy dla Najjaśniejszej Rzeczypospolitej 164 dni. I to jest sprawiedliwość społeczna."

Szerzej na temat sposobu liczenia obciążeń podatkowych i komentarz do całej sprawy w blognotce.

wtorek, 9 czerwca 2009

Dobre intencje...

Przeżywaliśmy wszyscy ostatnio bardzo głęboko 20 rocznicę demokracji w Polsce, politycy wykrzykiwali wielkie słowa, lechkacz gadał, jarkacz gadał, Tusk pokazał się w Krakowie i w Gdańsku.

"Precz sko munom, precz sko munom!!"

Zapomnieli oni wszyscy, że to wolnemu rynkowi zawdzięczamy dobrobyt w kraju, a nie demokracji. Demokracja jest jaka jest, ale wolne wybory nie gwarantują dobrobytu. Owszem, wpływają, ale gdybyśmy mieli tą naszą ukochaną i wywalczoną krwią i śrubokrętem demokrację, a wszelkie firmy byłyby w rękach skarbu państwa, to moglibyśmy pocałować w dupę telewizory plazmowe, komputer w każdym domu, tani internet i jogurty Danone.

Mimo przekrzykiwania się, kto bardziej "Precz sko munom" przez różnych polityków, nadal w sejmie przechodzą ustawy rodem z socjalizmu. A potem konsekwencje są opłakane.

Ja wiem, twarda rzeczywistość kapitalizmu i liberalizmu gospodarczego jest nie do zniesienia dla niedouczonego obywatela, który na co dzień posługuje się łamaną polszczyzną, o komputerze wie tyle, że patrzy się w to jak w telewizor, a tam coś mruga, a z Wiadomości nie rozumie nic więcej, poza "Precz sko munom".

I nie zdaje sobie sprawy, biedny niedouczony obywatel, że w twardej rzeczywistości kapitalizmu i liberalizmu gospodarczego każdy jest kowalem własnego losu i musi liczyć na siebie. Próby "wyrównywania szans obywateli" już mieliśmy, skończyły się tragicznie, "Przecz sko munom".

Nie zdaje sobie sprawy, niedouczony obywatel, że wszelkie ingerencje w wolny rynek z poziomu państwa mają swoje konsekwencje. Tak jak w przypadku jakże chwytliwej akcji "Rodzina na swoim".

Tak działa wolny rynek:

Jeżeli nie ma popytu na mieszkania na pewnym poziomie cenowym, to te ceny będą spadać. Bo developerzy też muszą coś jeść, spłacać kredyty i zobowiązania. Zmniejszają wtedy marżę, która, nie oszukujmy się, w na aktualnym rynku nieruchomości jest przerażająco wysoka.

Ceny spadają, powodując wzrost popytu. Sytuacja się stabilizuje w pewnym punkcie. Podstawą popytu na mieszkanie są realne zarobki obywateli, wszystko jest OK.

W tym momencie dorzućmy jeszcze równowartość połowy odsetek przez 8 lat spłacania kredytu, co, lekką ręką licząc, wyjdzie 70.000 zł na rodzinę. Dotacji z budżetu państwa!

Niestety, niedouczony obywatel nie wie, że pieniądze z budżetu nie pojawiają się znikąd, tylko z podatków. Jeżeli państwo wyda pieniądze, musi je potem od obywateli ściągnąć. W postaci takiego czy innego podatku. Kolejne podatki zmniejszają siłę nabywczą niedouczonego obywatela, ponieważ z tej samej pracy otrzymuje mniej pieniędzy.

Z powodu dotacji popyt na mieszkania rośnie, więc cena mieszkań nie jest już weryfikowana przez realia wolnego rynku, nie jest już bazowana na sile nabywczej obywateli. A siła nabywcza spada. I nie jest już ok. Z dwóch powodów:
1. Obywatele, bez względu na to, czy kupują czy nie kupują mieszkania, zarabiają realnie mniej.
2. Ceny mieszkań są wyższe dla wszystkich, również dla tych, którzy skorzystali z "preferencyjnego" programu dopłat.

"Nie po raz pierwszy szczytne intencje ustawodawców obrócić się mogą przeciwko beneficjentom programu" komentują ekonomiści.

I trudno się z nimi nie zgodzić, mimo, że wydaje mi się, że szczytne intencje tutaj nie miały wiele do gadania, a chodziło o głosy niedouczonych obywateli i/lub lobbing developerów nieruchomości.


W tym kontekście wydaje mi się, że ustawa zabraniająca biznesmenom udziału w życiu publicznym jest straszliwym strzałem w stopę. Bo biznesmen rozumie, jak działa ekonomia. Buc pokroju Leppera, któremu słoma z butów wystaje, czy jarkacza, który nie korzysta z konta bankowego (ale je ma, a co!) tego nie pojmie.

No ale niedouczony obywatel zagłosuje na buca bez konta, bo co mu będzie pieprzony inteligencik mówił, że nie może mu dać 3 milionów mieszkań za darmo, bo to przecież niemożliwe.